sobota, 22 sierpnia 2015

Pamiętnik blogerki , odc.1 DOKĄD IDZIESZ NIEWIDZIALNA KOBIETO ?

Z powodu istniejącej sytuacji długotrwałego lockdown'u i zanaudzenia nieróbstwem postanowiłam wykonać mały recykling mojego bloga  (NIEWIDZIALNA KOBIETA).


Ponieważ  parę razy zadano mi pytanie : jak się zaczęło Pani pisanie bloga? co było genezą jego powstania? dlaczego Pani pisze i dla kogo? - pomyślałam, że po prostu przywołam w ramach chwili wspomnień mój pierwszy post "inauguracyjny" z 05.11.2012 roku.
Oto on.

Byłyśmy atrakcyjnymi dziewczynami  z „pomysłem  na siebie”.
Wspomagane HOFFLANDEM,  przerabianymi domowym sposobem kieckami z paczek od cioci z Chicago. Miałyśmy styl – zapatrzone we francuskie filmy „nowej fali” wciskałyśmy się w wąskie spodnie, czarne rozciągnięte swetry, płaskie czółenka.
Byłyśmy atrakcyjnymi kobietami.
Kupowałyśmy  BURDĘ i maszynę do szycia. Kostiumik a'la Chanel z polskiego samodziału całkiem dobrze udawał oryginał. Najtrudniejsze dla mody i dobrego samopoczucia lata przetrwałyśmy w góralskich kożuchach.
Szperałyśmy w komisach i w PEWEXie. Kroczyłyśmy, czując akceptację, czasem podziw Marszałkowską  czy Linią A-B, na przekór  wszechogarniającej „szarej kapocie”.

Jakoś tak po 50-tych  urodzinach , jak zwykle, z czerwoną szminką na ustach , pewna swoich walorów  podążałam  spacerowym szlakiem .
Zaskoczył mnie fakt ,że podążam  bez  efektów ubocznych. Nikt nie zatrzymuje na mnie spojrzenia. Dekarz, ostatni bastion męskości odwala swoją robotę na wysokościach.
Żadnych  gwizdów, żadnych : laleczko ,dokąd to?
Właśnie, dokąd ?  Dokąd  idziesz niewidzialna kobieto  50+ ?

Nadeszła pora  na rewizję szafy i poglądu na modę.
Teraz jesteś trochę inna. Dochrapałaś się  lepszego statusu , masz wreszcie trochę wolnych środków,  ale może też trochę  więcej kilogramów?
Ja już to przerobiłam w sobie. Najważniejsze  to wybierać dla siebie rzeczy konsekwentnie budując swój styl. Nie napychać szafy  wszystkim, co się wszystkim podoba.
Trzeba wybrać dla siebie  odpowiednią linię, długość i kolorystykę.
Gatunek tkanin jest równie ważny. Już czas przejść na surowy szantung zamiast surowego pomarszczonego  lnu, bo zmarszczki lubimy ale nie w nadmiarze
To blog  o tym, jak zmaterializować  „niewidzialna kobietę”.





zdjęcia : internet

13 komentarzy:

  1. Proszę Pani! Super blog, nawet chociaż nie mam 50+ :)
    KM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że Ci sie spodobał - a co na to MAMA? Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Kochana, przywołałaś wspomnienia. Na drugiej fotografii, dolne zdjęcie po prawej stronie - miałam taką sukienkę, jak ta pierwsza. Miała tylko długie rękawy w mankiet i kołnierzyk był okrągły. Była w chabrowym kolorze.
    Miałam też identyczną jak ta druga na suwak, była z takiej mięciutkiej sztucznej skórki w granatowym kolorze. Obie były uszyte przez krawcową i były mojego pomysłu. Ja nie miałam burd, ani francuskich magazynów. Wymyślałam sama i szukałam materiałów w sklepach. Miałam zaś dobrą krawcową.
    Też szukałam w komisach, pewexie, oraz na warszawskim Rembertowie. W pewexie, to przeważnie dżinsy, były cudowne - szwedy, dzwony i te wąskie. Wszystkie były super i jak leżały na moich kosteczkach....... ech!
    Pomimo ówczesnego niedostatku, uważam że to były cudowne czasy.
    Cudowne - bo byłyśmy młode.
    Grażynko, właśnie takie blogi lubię, bo nie ograniczają się tylko do podania nazw sklepów, cen ubrań i dziesiątek zdjęć, które tak naprawdę pokazują to samo. Twoje posty mnie nie nudzą i takie posty nazywam inteligentnymi.
    Buziaczki słonko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za taki fantastyczny komentarz! Byłam ciekawa ile dziewczyn to jeszcze pamięta , te czasy walki o niebanalny ciuch. Pozdrawiam serdecznie.:)

      Usuń
  3. Cudne wspomnienia :) pamiętam, że sama szyłam spódnice z farbowanej tetry :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak , ja też pamiętam pieluchowy szał :) Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Grażynko, ja też pamiętam takie czasy. Moja starsza siostra uczyła się w szkole krawieckiej, więc ojciec kupił jej maszynę do szycia a Ona tak bardzo nie lubiła szyć. Ja natomiast szyłam i przerabiałam co się dało i byłam poprostu samoukiem. Mam też jedno cudowne wspomnienie jak z koleżankami sprzedałyśmy makulaturę i za te pieniądze kupiłyśmy materiał różowy w białe grochy i ja uszyłam nam bluzki ( 4 sztuki) . Jeździłyśmy rowerami identycznie ubrane w groszkowe bluzeczki. Były trudne czasy ale cieszyłyśmy się małymi rzeczami i mam tak do dzisiaj , cieszą mnie drobiazgi i jestem szczęśliwa. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upolowanie fajnego ciucha w Domu Towarowym ( dla młodzieży:tak się za PRLu nazywała Galeria) to był sukces :)

      Usuń
  5. Też wspomagałam się Hofflandem :) Moja córka cały czas liczy, że dziadek odnajdzie na strychu jakąś torbę z Hofflandu.
    Szyłam bluzki z prześcieradeł i farbowałam.
    No i zabierałam Tacie koszule i marynarki - to znaczy jedną marynarkę mu zabrałam i dwie koszule, które natychmiast ufarbowałam. Biały był wtedy "szkolnym" kolorem absolutnie pasee.
    Fajnie było :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A najważniejsza w "Przekroju" była strona z modą prowadzona przez Barbarę Hoff, puszczali ją nawet do Paryża na pokazy mody ! :)

      Usuń
  6. Hoffland... Pamiętam, pamiętam! wywołałas masę wspomnień! :) Nieraz nie szlo sie na zajęcia tylko w kolejce się stalo! To były emocje! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hoffland - to mój styl - był!!!

    teraz jestem bardziej kolorystycznie otwarta i obojętna na wzrok innych :DDD

    a to "pojawianie się" - świetnie Ci wychodzi - coraz wyraźniej, barwniej, odważniej!

    OdpowiedzUsuń